Tak to prawda, styczeń 2012 rozpoczął się gorąco nie dlatego, że aura odpuściła, lecz dlatego, że grudniowe kolejki w aptekach i lęk pacjentów przed kolejną manipulacją i wzrostem cen lekarstw przeniósł się na nowy rok i dodatkowo zaktywizował działania lekarzy. Zarówno oni jak i pacjenci, a więc interesariusze projektu dotyczącego osłabiania pozycji koncernów farmaceutycznych, uszczelnienia systemu (tak przecież brzmi oficjalna wersja) postąpili racjonalnie i chronią swoje interesy. Pacjent chce zapłacić jak najmniej za leki, a lekarz nie chce ponosić odpowiedzialności za działania ubezpieczyciela.
Z punktu widzenia zarządzania ryzykiem, ubezpieczyciel zapewnił sobie w ustawie niesamowity komfort transferowania odpowiedzialności za swoje działania operacyjne na stronę trzecią czyli na lekarzy, którzy nie akceptując tej logiki zaczęli stosować pieczątki z napisem do decyzji Narodowego Funduszu Zdrowia (NFZ). Idąc dalej tym rozumowaniem nawet jeżeli pacjent wróci z apteki i nagle dowie się o radosnej nowinie związanej z wyłuskaniem kolejnych środków finansowych na leki (miało być przecież taniej, a jest jak zwykle drożej) to jego powrót do lekarza z prośbą o konsultacje w sprawie recepty się przedłuży, gdyż będzie musiał zapisać się do kolejki i tak kółko się zamyka. Więc pacjent działając racjonalnie, albo zaakceptuje pełne koszty zakupu lekarstw i cierpliwie będzie czekał na refundacje lub też koło się zamknie i pacjenci wrócą od lekarza blokując dostęp do specjalistów pozostałym pacjentom. Czego więc zabrakło do pełni szczęścia?
Z punktu widzenia celu związanego z uszczelnieniem systemu finansowania opieki zdrowotnej zabrakło gruntownej analizy modelu POTI (Procesy, Organizacja, Technologia, Informacja) a w konsekwencji osoby odpowiedzialne za losy nowej ustawy zapomnieli o kontrolowanym zamknięciu swojego projektu. Nikt nie przeanalizował właściwie powyższych elementów na samym początku i tym bardziej nie potwierdził ich na zakończeniu całego przedsięwzięcia. Brytyjczycy od wielu lat w tego typu sytuacjach powołują program zgodnie z metodyką MSP (ang. Managing Successful Programmes), określają korzyści i czas ich osiągnięcia, następnie uruchamiają projekty stosując metodyką PRINCE2 i świadomie (czytaj wiarygodnie) oceniają realizację zakładanych celów.
Czy to, aż tak trudne? - jestem przekonany, że już samo zaangażowanie specjalistów z zarządzania programami i projektami da wymierne korzyści, gdyż koszty błędnych decyzji są niewspółmiernie wyższe od alokacji konsultantów i doradców biznesowych.